piątek, 6 kwietnia 2012

Kopa żyje!





Pewnego dnia, córka Kovu i Kiary Tandi wyszła na sawannę. Ona była już dorosła, jej młodszy brat Danver był nastolatkiem. Lwica powoli szukała sobie partnera na całe życie. Patrzyła w krzaki, czy nie ma kogoś lub w groty. Nie było. Smutna wyjrzała na horyzont tam, gdzie znajduje się ta tajemnicza ziemia. Tandi: Och, gdybym tak mogła tam pójść....na pewno znalazłabym kogoś. Kopa : Hej! Kim jesteś?!
Lwica podniosła wysoko głowę. Ujrzała pięknego, miodowego lwa z grzywą w kolorze gorzkiej czekolady. Zarumieniła się. Chyba go znalazła. Tandi : Jestem Tandi. Jesteś na Lwiej Ziemi! Kopa : Nareszcie! Możesz mi powiedzieć, gdzie jest Vitani?! Tandi się zdziwiła. Taki młody lew, na lwicę starszą od niego?! Kopa : No, gdzie jest?! Tandi : Tam.  Kopa wszedł do groty. Ujrzał tam kilka lwic, w tym....Kiarę. Z Kovu. Kopa : Kovu, ty jesteś z Kiarą?! Kovu : Kopa! Kiara : Kopa?! Kopa! lwy przytulały się tak do siebie z czułością. Tandi zorientowała się, że Kopa to znajomy jej rodziców. Spróbowała dowiedzieć się czgoś o nim. Tandi : Mamo! Skąd ty znasz Kopę?! Kiara : Och, córeczko....to mój....starszy brat! Tandi : A ty, tato?! Kovu : Kopa to mój najlepszy przyjaciel. Nagle do Kopy podeszła Vitani : O. Kopa...... Tandi : Vitani? A ty skąd?! Vitani : Kocham Kopę. Sabin, nowy mąż Nali przyjął Kopę do stada ze względu na prośby żony.

czwartek, 5 kwietnia 2012

Śmierć Simby






Było spore słońce. Simba wędrował samotny po sawannie. Widział polujące lwice. To go zabolało, bo był strasznie głodny, a zeszłego wieczoru lwice zjadły pierwsze. Tahuri, siostra Nali polowała najlepiej. Jej zdobycze sięgały aż po bawoły. Nala zazdrościła trochę starszej siostrze, ale samej nawet udało się raz upolować dorodnego bawoła. Kiedy tak na to patrzył, przypomniał mu się ojciec. Szlochał mocno, bo to było przez Takę. Nie cierpił go, choć często sprawiał mu radość. Przypomniało mu też się to, co niedawno zrobił : zabił swojego najlepszego kumpla. Od tego czasu Nala nie ma do niego jakiegokolwiek zainteresowania, ani tym bardziej zaufania. Inne lwice też go obgadują, że jest dziwny, ale on zrobił to tylko dla dobra Toja. I stada. Jednak one nie przyjmowały tego do wiadomości. Tymczasem Zira jak najlepiej sobie radziła. Planowała już krwawą zemstę, ale jej to ciągle nie wychodziło. Simba szedł smutny pod Lwią Skałę. Kiedy Nala go zobaczyła, przytuliła go. Nala : Kochanie, Przepraszam, że tak to wyszło. Niegdy bym cię nie zostawiła. Simbie poprawił się znacznie humor. Uśmiechnął się wesoło. Tahuri : Hej! Co to za lwy?! Na horyzoncie widniało małe stadko lwic i kilka młodych lwów. Na ich czele szła Zira. Simba natychmiast przygotował się do ataku. Ale Zira tylko łagodnie do niego podeszła. Zira : Mój ty baratanku....kocham cię. I spuściła mu bardzo bolesny cios w pysk. Lew słabo podniósł głowę. Wiedział, że chodzi jedynie o niego. Nie dawał jednak za wygraną. Tę walkę obserwował syn Kiary. Bardzo to przeżywał. Nie cierpił dziadka od czasu śmierci ojca. Lwy przeniosły się w okolice wąwozu. Wszyscy wiedizeli, co się stanie. Dlatego Kiara zadała Zirze kilka ciosów. Ale to nie pomogło. Odtrąciła ją tylko od siebie i dalej dobijała Simbę. Gdy wszyscy myśleli, że Zira już nie żyje, ona rzuciła się na Simbę i zrzuciła go do wąwozu. Kiedy tam nie było gnu, uradowali się, ale mały lewek podszedł do dziadka. Lewek : Dziadku..... Simba nie odpowiedział. Lwiątko ujrzało zranienie prosto w płuca. Zrozumiał. Jego dziadek już nie żył. Pobiegł na górę powiedzieć o tym matce i przybranemu ojcowi, Kagarowi. Smutni zanieśli ciało króla na LS i tam go opłakiwali.

piątek, 30 marca 2012

Śmierć Kovu







Był słoneczny poranek. Trochę to dziwne, ale Zira, spacerowała sobie po LZ całkiem spokojnie, jakby nikt na nią nie zwracał uwagi. I nie myliła się, wszyscy jeszcze spali. Wkrótce uświadomiła sobie, że to przez Kovu i Kiarę by umarła. Tak...planowała już zemstę. Miała polegać ona oczywiście na śmierci młodej pary. Simba by jej tego nie wybaczył, ale musi zrozumieć, że tak właśnie czują się Kiara i Kovu jak kiedyś ona. A nie czuła się dobrze, bo suche kłody ocierały się o nią. Miała wtedy pełno ran, cud, że w ogóle morze wyrzuciło ją na brzeg. Gdy zobaczyła Vitani, zamarła. Nie chciała jednak, żeby to było po niej widać, więc zachowywała się, jakby nawet nie była Zirą. Ale Vitani rozpoznała matkę. Chociaż trudno jej było uwierzyć w jej życie. Vitani : Matko?! Ty żyjesz?! Zira odchrząknęła chrypą i kaszlem. Zira : Nie....Zira to moja siostra bliźniaczka.....pozwolisz, że zamieszkam w waszym stadzie na kilka dni?! Vitani czuła się sparaliżowana. Jeśli to naprawdę jest siostra Ziry, to ją wpuści. Jednak nie miała nic przeciwko, bo przecież Zira, jej matka umarła dawno temu. Do tego czasu zdążyła się pobrać i urodzić dzieci. Ale przyjęła Zirę do stada, po kryjomu, oczywiście. Gdyby Simba się dowiedział, to by ją chyba zabił. Zira następnego ranka wyszła na sawannę po czaić się. Kiedy Kiara i Kovu wyszli, tak....to był ten moment! Zira skoczyła na Kiarę. Kovu jednak szybko ją przykuł do ziemi, tak , że nie mogła się ruszyć. Przytulił Kiarę do siebie. Nie mógł wprost w to uwierzyć. Zira żyje! Już chciał powiedzieć to Simbie, ale Vitani była pierwsza. Vitani :simba, Simba! Zira żyje, a Kovu przyjął ją do stada po kryjomu! I Zira chciała zabić Kiarę......Kiedy Simba usłyszał ostatnie słowa, wpadł we wściekłość.Chciał zabić Zirę. Jednak, przy wodopoju zobaczył Zirę, która ledwo oddycha i  nawet jej pomógł. Podejrzewał, że Kovu w końcu zrobił to Zirze. Zakradł się powolutku do niego i naskoczył. Biedny Kovu, nie mógł się bronić. Kiedy Kiara to zauważyła, zaczęła krzyczeć do ojca, żeby przestał, ale Simba nie przestawał. Wezwała na pomoc stado. Vitani naskoczyła na Simbę tak mocno, że jego pazury wbiły się całkowicie w Kovu. Kiedy sama się zorientowała, co zrobiła, nie mogła tego znieść. Zira podniosła się i uderzyła Simbę. Podesżła do Kovu z płaczem. Zira : Synku......Odskoczyła
gwałtownie w bok i jeszcze raz walnęła Simbę. Najbardziej płakały Kiara i Zira. Kiara nawet chciała się zemścić, ale zrezygnowała. Całe stado było pogrążone w smutku. Kodi, syn Kiary też mocno płakał. Kiara czule go pocieszała, ale na marne. Rafiki ogłosił 2 tygodniową żałobę.

wtorek, 27 marca 2012

Tinn i Tani : Prawdziwa historia




( Niestety, trudno to przeżywacie, nie mam więcej fot : D )
Pewnego dnia na RZ narodził się książę. Jego ojciec, król Bohir, nadał mu imię Tinn. W tym samym czasie na LZ narodziła się lwiczka. Dano jej imię Tani. lwiątka rosływ towarzystwie dorosłych,  a czas szybko mijał. Pewnego dnia, Młody Tinn wyszedł na sawannę pod opieką niani, Bert. Ale ona odeszła szybko od niego i Tinn mógł spokojnie opuścić tereny RZ. Tam, zdziwiło go brak dżungli. Ale matka mu o tym opowiadała, że tam wcale nie ma dżungli. Szedł więc śmiało przed siebie, aż naskoczyła na niego beżowa lwiczka. Tani : Ktoś ty?! Nie znam cię! Tani miała niezwykłą nieufność do obcych, więc mama i tata za bardzo ją rozpieszczali. Tinn : Nazywam się Tinn. Jestem księciem. Tani : Co?! Tutaj księżmi są Ahadi i Uru.Tinn: Poznam ich?! Tani : Hmm....nazywam się tak w ogóle Tani. Jeżeli masz dore zamiary, pozwolę ci przejść dalej, a jeśli nie : prowadzę cię do króla. Tinn  znieruchomiał. Jakby Tani zaprowadziła go do króla, byłoby po nim. Tinn : Nie mam złych zamiarów. Po prostu poszedłem na spacer. Jednak lwiątko pociągnęło go za uszy i pobiegło pod LS. Tani : Królu! Na dół zszedł bardzo dorodnej maści lew. Patrzył srogim wzrokiem na Tinna. Ahadi : Tani, on nic nam nie zrobi. To lwiątko, już ci mówiłem. Zajmij się nim! Tinn : To twój ojciec?! Tani : Nie. Mój ojciec i matka mieszkają w o tamtej grocie. A Ahadi, znaczy nasz król, ja jestem jego sługą. Pilnuję granicy. Tinn : A rodzice?! Co o tym myślą?! Tani : Moich rodziców mało co obchodzi, w ogóle im na mnie nie zależy. Tinn wrócił do domu. Bohir : Synku, gdzieś ty był?! Przecież Bert miała cię pilnować! Ach, nie chce mi się gadać. Po paru chwilach Tinn spadł na ziemię zadrapany. Bohir : WRRRRRR!!!!!!!!!!!! Kto Tu Jest?!!!! WWWWRRRRRRRRR!!!!!!!!!! Ale nic się nie odezwało. Byli w jaskini. Po chwili '' ktoś '' zadał kolejne ciosy Tinnowi. I wtedy Tinn umarł. Król i Królowa rozpaczali za ukochanym dzieckiem, a król był pewien, że to on jest temu winien. Pochowali ciało syna niedaleko granicy,tam, gdzie zginął. Rop, szaman RZ ogłosił 2 tygodniową żałobę. Minęło kilka lat, Tinn był dorosły ( on nie umarł ). I zaczął prywatne życie. Jednak nie przejmowały go lwice , które jak sobie pewnie myślicie : nie dawały mu spokoju. Wkrótce, Tinn wyniósł się z CZ ( Mieszkał na Czarnej Ziemi). Samotność go opętała, nie miał nikogo. Żałował teraz, że nie pokochał jednej z lwic. I w pewnym momencie naskoczyła na niego Tani. Tinn : Tani?! Tani : Tinn?! Och, nawet nie wiesz, jak się cieszę! Dawno mnie nie odwiedzałeś. Tinn : Bo nie żyłem. Tak jakby. Po kilku miesiącach, Tinnowi i Tani urodziły się dwa lwiątka : Tojo i Chumvi.

Choyo, brat Mohatu






Na LZ pod rządami królowej Uru i Króla Ahadiego bydło było spokojne. Od już wielu lat nic nie zagrażało Lwiej Krainie. Król Mohatu spał w grocie niedaleko wyschniętego pola. Nie było mu tam dobrze, bo jego syn Ahadi chciał się na nim zemścić za to, że nie mógł ożenić się z Cruellą. Ale Cruella była brzydka i do tego zła. Mohatu nie mógł do tego dopuścić. Pewnego dnia, Ahadi zebrał na apel. Ahadi : Razem z Królową Uru postanowiliśmy, że wprowadzimy nową zasadę. Nie wolno przyjmować do stada nie znanych królowi! Ta zasada będzie przekazywana z pokolenia na pokolenie, bo jest naprawdę ważna. Mohatu : Synku,a co jeśli ja na przykład znam kogoś bo to mój ojciec, można przyjąć?! Ahadi się zastanowił. Ojciec zadał mu poważne pytanie, które zasługuje na odpowiedź. Ahadi : Musi przejść próbę. Inaczej sio ze stada! Mohatu : A dlaczego akurat musiałeś ustalić tę zasadę?! Lew patrzył się zdziwiony na syna. Ahadi : Wiesz przecież, że    miałem kiedyś brata, Louiza, ale ty przyjąłeś taką lwicą Domi i ona go zabiła. Teraz nie chcę ryzykować życia kolejnych pokoleń. Odejdź po za tym, mieszkasz gdzie indziej. Mohatu pożegnał się z synem i odszedł do domu. Ta myśl go dręczyła, tęsknił za kimś lub za czymś. Pierwsze, co mu wpadło do głowy to Zauditu. No, tak. Ona umarła, jak Ahadi dorósł. Lew zapłakał. Wiedział, w czym problem. Gdyby tak wcześniej ustalono tą zasadę, Zauditu by może i żyła nawet teraz, a ja nie byłbym samotnym lwem. No, cóż..... takie są czasy,a motto w nich obowiązuje '' Nie da się cofnąć czasu, grunt to słuchać się króla ''. Mohatu : Nienawidzę tego życia, nienawidzę! Mgła zachodziła nad horyzontem. Kati, przyjaciółka Mohatu z dzieciństwa ogłosiła burzę. Mohatu nic o niej nie wiedział. Wyszedł więc na dwór. Było zimno, co znaczyło deszcz. Lew się tym nie przejmował, bo i tak ma marny los. Wystarczyłby pech i już by nie żył. Ale nagle zza krzaków naskoczył na Mohatu lew. Mohatu się bronił, ale na marne. Wtedy pomogła mu i przytwierdziła  obcego lwa do ziemi. Kati : Choyo?! To ty, skarbie?! Choyo otrzepał się z brudów i wyciągnął drzazgi powbijane przez Kati. Choyo : Tak. Hej, czy ty nie jesteś przypadkiem Kati?! Kati : Tak! Choyo : Kati! Nawet nie wiesz, jak się za tobą z tęskniłem! Mohatu : O co chodzi?! Kati, kto to?! Kati : Nie pamiętasz Choya?! To twój brat! Mohatu : Nic nie kojarzę. Choyo : To dlatego, że jak się urodziłeś, to ja zniknąłem, myślałem, że jestem do niczego jak to ty masz zostać królem. Żłem na RZ, tam nie miałem żadnej miłości, ale teraz spotykam Kati....... Lew cmoknął lwicę w pysk. Mohatu : A więc to z Choem masz Darkena?!
Choyo : Darkena?! Mam syna?! Kati - I córkę, Solly. Wszystko było dobrze, Choyo został przjęty do stada, a Mohatu zamieszkał z lwami w jaskini.

poniedziałek, 26 marca 2012

Śmierć Toja





Tojo wyszedł na Lwią Ziemię bardzo spokojnie. Nie miał żadnych zmartwień, bo już od dłuższego czasu zapomniał o Zirze. Kiedy jednak o niej pomyślał, łamało mu się serce. Nie mógł tak bez niej żyć, biedak. Pewnego dnia, Simba zabrał Toja na spacer po sawannie. Simba : Tojo, to co widzisz to nasze królestwo. Jest piękne i zadbane. A nie byłoby takie, gdyby nie śmierć Ziry. Lew popatrzył na Simbę z wyrzutem. Po chwili dodał. Tojo : Ale JA nią kocham! Ty też powinieneś to zrozumieć. Ach, gdby tak można było cofnąć czas, to na pewno bym do tego nie dopuścił. Simba : Tak myślisz?! Za jedną miłość można by zabić wszystkich! Simba się napręrzył. Był wściekły na Toja. Tojo : Zira....wróć do mnie, proszę..... Lew odbiegł ku Lwiej Skale, tak samo Simba. Na następny dzień, Tojo wybrał się na wycieczkę po brzegu rzeki. Właściwie to wyschniętej rzeki. Wędrował tam kilka godzin, patrząc na zło, które spotkało rośliny i zwierzęta w czasie opuszczenia tamy. Jedną  ze zwierząt była lwica. Tojo aż podskoczył ze stracha a potem uważnie obejrzał lwicę. Wydawała mu się znajoma. Po pewnym czasie zrozumiał - to Zira! Tojo : Och, Zira! Szkoda tylko, że nie żyjesz....... Jednak mimo ciężkich zranień, poparzeń i zamarznięcia z głodem, Zira wstała do ukochanego. Zira : Tojo..... cieszę się, że mnie wezwałeś. Teraz na pewno nic nas już nie rozdzieli. Posłuchaj, mógłbyś wziąć mnie na swój grzbiet?! Nie mogę dalej iść..... Tojo : Oczywiście! Dla ciebie zrobię wszystko, kochanie! I tak wędrowali aż do pustej groty znajdującej się na polu do walki. Zira : Co ty na to, żeby wprowadzić wojnę?! Wtedy zawładniemy królestwem! Tojo bez wahania powiedział . Tojo : Tak! A wtedy urodzimy kolejnych następców, nie takich jak Kovu czy Vitani. Oni są..... oni nas zdradzili. Zira : Nie ciekawiła by ciebie bardziej zmuszenie ich do pracy?! Hę?! Tojo : Interesująca propozycja. Ale co robimy najpierw : wojnę czy...... Zira : To i to. Musimy się zemścić bardzo boleśnie. Ich rozmowę przypadkiem usłyszał Simba. Simba : Zira?! Tojo?! TY! Tojo : Nie, Simba! To nie tak jak myślisz, ja i Zira chcieliśmy.......Simba : Chcieliście władzy! Sam to słyszałem! I chcecie zmusić Kovu i Vitani do ponownego zła! Zira próbowała bronić Toja. Zadawała Simbie bolesne ciosy, ale to nie wystarczyło i lwica wybiegła. Po kilku sekundach, Simba wyszedł z jaskini. Zira zaczęła płakać. Obawiała się najgorszego. I najgorsze się stało. W ciemnej, suchej grocie leżał martw Tojo. Zira ryknęła na całe gardło, oznajmiając ostateczną zemstę. Będzie musiała zabić Simbę, tak jak on zabił Toja.